Mit niewinnego Wehrmachtu

Do połowy lat 90. funkcjonował w Niemczech „mit niewinnego” Wehrmachtu. W literaturze, w publicystyce pisano o „czystych rękach Wehrmachtu”, „białej legendzie Wehrmachtu”, a nawet o „rycerskim Wehrmachcie”. Dlaczego było to możliwe, podczas gdy w Polsce, a jeszcze bardziej w Związku Sowieckim doskonale wiedziano o zbrodniach żołnierzy Wehrmachtu? Zdradzili chlubne tradycje moralne żołnierza niemieckiego

Armia pruska, a później niemiecka była jedną z pierwszych, gdzie patriotyzm, dyscyplina i etos żołnierza były absolutną podstawą. Wyżsi oficerowie wywodzili się najczęściej ze starych rodów szlacheckich, w których zawód wojskowego przechodził z pokolenia na pokolenie. Po roku 1933, gdy Hitler doszedł do władzy niektórzy Niemcy „z odrazy do hitleryzmu” wybierali karierę oficerską, ponieważ wydawało się, że tylko w wojsku panowała jeszcze przyzwoita atmosfera, wolna od wpływów nazistów. Po wyrzuceniu, odsunięciu od służby starszych dowódców ich miejsce zajęli jednak młodsi, wychowani już w duchu narodowosocjalistycznym i tejże „moralności”. Testem dla wojskowych była Noc Kryształowa, czyli pierwszy zorganizowany przez III Rzeszę pogrom Żydów. Wojsko mogło reagować, ale dowódcy nie zrobili nic. Wybitny filozof niemiecki Karl Jaspers napisał: zdradzili chlubne tradycje moralne żołnierza niemieckiego. Stare pokolenie wojskowych, któremu udało się przetrwać czystki, z czasem zostało „skorumpowane sukcesami”, jak to określił niemiecki historyk Guido Knopp. Sukcesy na frontach były sowicie wynagradzane przez Hitlera nie tylko awansami, ale również dobrami materialnymi. Dowódcy i żołnierze, szczególnie walczący na wschodzie szybko zapomnieli więc, że obowiązują ich konwencje międzynarodowe, dotyczące traktowania jeńców i ludności cywilnej. Ogłoszenie przez Hitlera wojny totalnej na wschodzie (tzw. wojny na wyniszczenie) oznaczało wręcz rozkaz łamania prawa międzynarodowego – ludność cywilna miała być bezwzględnie traktowana i ostatecznie wyniszczona głodem. To samo dotyczyło jeńców. Jeden z niemieckich historyków nazwał traktowanie jeńców wojennych „własną zbrodnią Wehrmachtu”. Zginęło ich ponad 3 miliony, a byli pod rozkazami dowództwa Wehrmachtu. Jest również oczywiste, że bez pomocy logistycznej wojska, masowe zbrodnie na wschodzie nie byłyby możliwe. Wehrmacht wspierał Holocaust częściowo biernie, częściowo aktywnie. Oddziały specjalne i SS nie zawsze były w stanie wymordować odpowiednio dużo Żydów, często oddelegowywano do pomocy żołnierzy. Bez Wehrmachtu nie byłoby tego ludobójstwa – jednoznacznie stwierdził niemiecki historyk Felix Römer.

Żołnierz Wehrmachtu wkraczający do Rosji miał zaopatrzenie na 20 dni. Konwencja haska o prowadzeniu wojny lądowej dopuszcza wykorzystywanie gospodarki kraju przez wojska okupacyjne, ale tylko w takim zakresie, aby nie przekraczać wydolności ekonomicznej kraju. Rabunki żołnierzy Wehrmachtu skazywały miejscową ludność na śmierć głodową – chodziło przecież o wyżywienie 2,5 do 3,3 milionów żołnierzy!

 

„Psychoza wolnych strzelców” i „krwawy amok”

Jesienią 1939 roku, w trakcie organizowania tzw. prowokacji wobec Polski, Hitler wydał rozkaz, aby Wehrmacht trzymać z dala od wszystkich poczynań, które mają ewidentnie nielegalny charakter. Do zadań specjalnych, a więc przede wszystkim masowych mordów na Żydach stworzono specjalne oddziały SS oraz tzw. Einsatzgruppen. Jednak 13 maja 1941 roku wydano Dekret o sprawowaniu jurysdykcji wojskowej, który ustalał, że zbrodnie niemieckich żołnierzy popełnione na radzieckiej ludności cywilnej nie będą ścigane, co oczywiście było sprzeczne z konwencją genewską. Równocześnie w trosce o dyscyplinę i morale żołnierzy wydano rozkazy, aby wojsko nie było niepotrzebnie podżegane oraz nie działało w krwawym amoku. Pamiętniki i wspomnienia z frontu wschodniego pokazują, iż rozkazu tego nie udało się w pełni zrealizować. Żołnierze Wehrmachtu rozstrzeliwali jeńców wojennych oraz ludność cywilną pod pretekstem „działań partyzanckich”. Nazywano to „psychozą wolnych strzelców”, gdyż słabo doświadczeni żołnierze Wehrmachtu wszędzie widzieli strzelających do nich partyzantów. Karali więc całe wioski, jeśli uznali, że wspierały one partyzantów.

Podobne wydarzenia miały już miejsce wcześniej. W czasie wojny obronnej we wrześniu 1939 r. w Polsce rozstrzelano w ten sposób ok. 7 tys. polskich cywilów. A tymczasem wszyscy niemieccy historycy zajmujący się II wojną w Europie przyznają, że we wrześniu 1939 roku nie istniała w Polsce zorganizowana partyzantka.

 

Ojciec z Wehrmachtu

Skąd więc wziął się mit niewinnego Wehrmachtu? Złożyło się na to wiele czynników i okoliczności. Niektóre wynikają z ludzkiej natury, a inne były skutkiem celowego działania polityków niemieckich. Wehrmacht to wojsko. A wojsko jest od tego, żeby walczyć. Zwłaszcza, że wielu Niemców było przekonanych, że wyruszając na Polskę, a szczególnie na wojnę z Sowietami , walczy w wojnie obronnej. Trudno w to uwierzyć, ale wieloletnia propaganda III Rzeszy była skuteczna, żołnierze wierzyli, że: zwycięstwo „żydowskiego bolszewizmu” oznaczało zalanie Europy przez „czerwoną, azjatycką zarazę” i w konsekwencji upadek cywilizacji Zachodu. Nie bez znaczenia była również pamięć klęski w Wielkiej Wojnie – to ona w znacznej mierze konsolidowała społeczeństwo niemieckie.

W Wehrmachcie służyło 18 milionów niemieckich mężczyzn, a to oznacza, że każda niemiecka rodzina miała tam swojego ojca, syna, brata. Gdy wojna kończyła się, przeciętny Niemiec poczuł się zdradzony – twórcy III Rzeszy i jej zbrodniczych planów popełnili samobójstwa, zostawiając swój naród na pastwę losu. Zrzucenie winy na nieżyjących przywódców było dość wygodną, choć zrozumiałą z ludzkiego punktu widzenia strategią obronną przed poczuciem zbiorowej winy.

U podstaw nazizmu jak i zimnej wojny leżał antybolszewizm, antykomunizm. Nieczyste sumienie Niemcy kompensowali często strachem przed „Ruskimi”. Dużą rolę odegrała też trauma Stalingradu – dzielni żołnierze, walczący w koszmarnych warunkach rosyjskiej zimy niejako odsuwali zbrodnie wojny totalnej na dalszy plan. Koszmar niewoli sowieckiej dla tych, którzy przeżyli skończył się w roku 1955, gdy wrócili do domu. Republika Federalna Niemiec, ich nowa ojczyzna, przeżywała cud gospodarczy, nikt nie chciał wracać do przeszłości. RFN była sojusznikiem Zachodu, a kanclerz Adenauer skrupulatnie to wykorzystywał, budując nowy wizerunek swojego kraju, zupełnie odcięty od przeszłości. O przeżyciach z wojny w domach nie rozmawiano. Cieszono się z powrotu „ojca z Wehrmachtu”, a on z pewnością był szczęśliwy, że rodzina traktuje go jak bohatera, lub w najgorszym razie nieszczęsną ofiarę wojny.

 

Rycerski Wehrmacht

Mit dobrego Wehrmachtu zaczął się utrwalać  już podczas procesów norymberskich. Już wtedy obrońcy i sami oskarżeni budowali dychotomiczny obraz, który przetrwał dziesięciolecia: „czystego” Wehrmachtu i zbrodniczego SS. Mimo to, dwóch najsłynniejszych dowódców Alfred Jodl i Wilhelm Keitel, skazano w procesie norymberskim na karę śmierci za zbrodnie wojenne. Jednak największą rolę w budowaniu mitu niewinnego Wehrmachtu odegrały cieszące się wielką popularnością wśród czytelników, pamiętniki generałów niemieckich wydane po wojnie. Niemcy chcieli mieć choć jeden jasny punkt w swojej ponurej historii II wojny światowej. Największą akcję rozpoczął gen. Erich von Manstein, który podtrzymywał propagandowy mit III Rzeszy o obronnym charakterze wojny na wschodzie. Dowody na uwikłanie Wehrmachtu zarówno w wojnę totalną jak i Holokaust istniały – dokumentacja zwrócona Niemcom przez USA w latach 50. zawierała ich wystarczająco dużo. Jednak ich ujawnianie nie leżało w niczyim interesie. Znany niemiecki historyk Wolfram Wette nazwał genezę mitu o Wehrmachcie „kolektywnym krzywoprzysięstwem”.

 

Czy mam budować armię na porucznikach?

W RFN nie było dobrej atmosfery by rozliczać się z przeszłością. Gdy w 1955 roku zgodzono się, aby Niemcy utworzyli swoją armię – Bundeswehrę, pojawiły się zarzuty wobec kanclerza Adenauera, że sięgnął po dowódców hitlerowskich. Odpowiedział półżartem: Czy mam budować armię na porucznikach? Muszę przecież sięgnąć po starych generałów. I sięgnął. Zarzuty Amerykanów nie były zresztą zbyt silne – sami zachowując się pragmatycznie sięgnęli po wiedzę i doświadczenia niemieckich dowódców, którzy dostali się do niewoli amerykańskiej. W styczniu 1946 roku powstał tzw. „Historical Division” oficjalny zespół w armii amerykańskiej, składający się z niemieckich wojskowych. W lecie 1946 roku pracowało tam już 328 wyższych oficerów Wehrmachtu. Ich celem było spisanie historii wojny i niemieckich doświadczeń wojennych, szczególnie tych z frontu. W ten sposób wielu zbrodniarzy w mundurach Wehrmachtu uniknęło stryczka bądź długoletniego więzienia.

W 1995 roku Hamburski Instytut Badań Społecznych zorganizował przy współpracy wielu historyków niemieckich wystawę „Zbrodnie Wehrmachtu 1941-44”. Wywołała ona w Niemczech szok, towarzyszyły jej histeryczne reakcje zwiedzających, demonstracje i protesty neonazistów, a nawet walki uliczne. Na szczęście towarzyszyła jej również zażarta dyskusja, która w znacznej mierze obaliła mit niewinnego Wehrmachtu. Główny organizator wystawy Hannes Heer, chciał jednoznacznie pokazać, że Wehrmacht był organizacją przestępczą. Według jego szacunków 60-80% żołnierzy na froncie wschodnim brało mniejszy lub większy udział w zbrodniach, a niemal 100% w rabunkach i grabieżach Z prostych obliczeń wynika, że mamy do czynienia z 6-8 milionami przestępców, a więc problem dotyka prawie każdej niemieckiej rodziny. Większość historyków niemieckich kwestionuje te dane i uważa, że są znacznie zawyżone. Najbardziej ostrożne dane mówią o 5% żołnierzy uwikłanych w zbrodnie, ale to nadal stanowi 500 tys. ludzi. Wokół wystawy sporo było kontrowersji. Spełniła ona jednak swoje zadanie – żaden poważny historyk w Niemczech nie broni już tezy o czystym Wehrmachcie, choć zbrodnie żołnierzy kojarzone są przede wszystkim z frontem wschodnim. Niemiecki znawca wojny polsko-niemieckiej we wrześniu 1939 roku, autor książki „Najazd 1939. Niemcy przeciw Polsce” oraz „Zbrodnie Wehrmachtu w Polsce” powiedział w jednym z wywiadów, że mimo wcześniejszego obalenia mitu o czystym Wehrmachcie, jego książki były ostro krytykowane a on sam spotkał się z zachowaniami agresywnymi. Niemcy nadal nic nie wiedzą o zbrodniach swoich żołnierzy w Polsce i o ich współpracy w tym zakresie z wkraczającą 17 września Armią Czerwoną. Mit dotyczący działań Wehrmachtu w Polsce nadal nie został odczarowany.

Autor: Joanna Lubecka

Podziel się: