Zagrożone południe

Zadanie Armii „Kraków” było trudne do wykonania. Najważniejsza z punktu widzenia dowództwa miała być bitwa graniczna

Wiosna 1939 r. przyniosła nie tylko zmianę aury w przyrodzie. Zmieniła się również sytuacja geopolityczna Polski w Europie, co bardzo zaniepokoiło polityków, ale przede wszystkim oficerów sztabowych przy marszałku Edwardzie Śmigłym-Rydzu. Wszyscy bowiem zdali sobie sprawę, że dotychczasowe plany obronne należy zasadniczo zmodyfikować.

W marcu Czechosłowacja została podzielona – Czechy i Morawy zostały włączone do III Rzeszy, a Słowacja stała się oddzielnym krajem, rządzonym przez marionetkowy rząd ks. Tiso i sprzymierzonym z hitlerowskimi Niemcami. Kwestią czasu pozostało obsadzenie tych terenów wojskiem niemieckim, a w związku z tym możliwość potencjalnego ataku z południa stała się bardzo realna.

Przygotowania w cieniu żądań

Wzrost agresji w polityce zagranicznej Niemiec – szczególnie od 21 marca 1939 r., kiedy to zażądały od Polski i mocarstw europejskich m.in. zgody na włączenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy i eksterytorialnej autostrady między Prusami Wschodnimi a resztą kraju – doprowadził do przeorientowania strategii obronnych Polski.

Wydarzenia, które miały miejsce między jesienią 1938 r. a wiosną 1939 r., dały wszystkim jasno do zrozumienia, że los Czechosłowacji i roszczeniowe nastawienie Adolfa Hitlera wskazują na możliwość bliskiego ataku na Polskę. Kluczowe było odtąd przewidzenie głównego ataku wojsk niemieckich, co nie było łatwe – przed aneksją Czechosłowacji najbardziej prawdopodobny był atak z kierunku Pomorza i Śląska, natomiast po podbiciu Czechosłowacji, zagrożone zostało całe południe. Niezbędna była reakcja i dostosowanie planu obrony Polski również do tego wariantu.

Pierwszą zasadniczą decyzją było utworzenie 23 marca wielkich jednostek taktycznych, określanych jako armie i samodzielne grupy operacyjne, zgromadzonych wzdłuż granicy z Niemcami. Ich zadaniem było osłanianie największych metropolii, czyli Warszawy i Krakowa, albo też ważnych strategicznie obszarów przemysłowych, a więc Górnego Śląska czy też Centralnego Okręgu Przemysłowego (COP).

W takich okolicznościach powołano do życia Armię „Kraków”, której linię obrony wyznaczono w osi Częstochowa – przemysłowe centrum Górnego Śląska – Mikołów – Pszczyna – Biała – Żywiec. Jej odpowiedzialność taktyczna dotyczyła dwóch kluczowych obszarów – przemysłowego i pogranicznego Górnego Śląska oraz Krakowa, który miał być osłaniany przez trzy dywizje piechoty w ramach Grupy Operacyjnej „Bielsko”. Dowódcą Armii „Kraków” został gen. Antoni Szylling.

Kraków” posiadała 7. Dywizję Piechoty i Krakowską Brygadę Kawalerii w rejonie Częstochowy, 23. Dywizję Piechoty i 55. Dywizję Piechoty Rezerwową w rejonie Śląska oraz 6. Dywizję Piechoty i 21. Dywizję Piechoty Górskiej w rejonie Pszczyny i Bielska. Z czasem rozpoczęto ściąganie na zagrożone tereny kolejnych formacji, przede wszystkim jednostek Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP) i batalionów Obrony Narodowej (ON).

Zadanie, jakie postawiono przed Armią „Kraków”, było trudne do wykonania. Najważniejsze z punktu widzenia dowództwa było stoczenie bitwy granicznej, opóźnienie ruchu wojsk nieprzyjaciela na głównych kierunkach uderzeń oraz sprawne przegrupowanie wycofujących się oddziałów na wschód wraz z zajęciem dogodnych pozycji obronnych na linii Wisły lub jej prawo- i lewobrzeżnych dopływów. Nie brano pod uwagę możliwości negocjacji z najeźdźcą, dlatego od pierwszego strzału miała trwać walka. Determinacja obrońców miała wpływać na decyzje polityków w Warszawie, a przede wszystkim w Paryżu i Londynie.

Osłona Karpat

Zagrożone ze strony Słowacji południowe skrzydło Armii „Kraków” zostało uzupełnione sformowanym 1. Pułkiem piechoty KOP z miejscem postoju sztabu w Chabówce oraz 2. pułkiem piechoty KOP z bazą w Żywcu.

Linię Karpat na odcinku od Węgierskiej Górki do Wisłoka również obsadzić miały głównie siły KOP. W dolinie Popradu i Dunajca były to batalion odwodowy KOP „Żytyń” oraz Podhalańska Brygada ON, złożona z sześciu batalionów rezerwistów („Żywiec”, „Zakopane”, „Limanowa”, „Nowy Sącz”, „Gorlice” oraz „Jasło”). Te siły, według szefa sztabu WP gen. bryg. Wacława Stachiewicza, miały stanowić zgrupowanie, które oprze się nawale najeźdźcy, jako „pierwsza straż pożarna, która zamknęłaby kierunki na przełęczach”.

Jednak to nie wystarczało do zabezpieczenia nie tylko lewego skrzydła Armii „Kraków”, ale także całej granicy południowej II RP. Dlatego w wyniku dyskusji w sztabie WP, marsz. Edward Śmigły- Rydz powołał do życia rozkazem z dnia 11 lipca Armię „Karpaty”, dowodzoną przez gen. Kazimierza Fabrycego. Ten związek operacyjny miał hamować marsz wojsk niemieckich w dolinach karpackich i przeprowadzać zniszczenia w infrastrukturze drogowej i kolejowej. Efektem stawiania oporu przez polskich żołnierzy miała być osłona działań Armii „Kraków”, a także opóźnianie wroga na kierunkach północnym (COP) i wschodnim (Zagłębie Borysławskie).

Najlepiej zorganizowaną i przygotowaną do walk jednostką Armii „Karpaty” okazał się być przesunięty do jej składu niedługo przed rozpoczęciem walk 1. Pułk Strzelców Podhalańskich, który obsadził wspólnie ze zgrupowaniem KOP i ON teren od Pienin po Beskid Niski. Warunki do obrony na tym odcinku były różnorodne – wyjątkowo sprzyjające w dolinie Dunajca, co umiejętnie wykorzystano budując system umocnień na wzniesieniach i w miejscach kluczowych taktycznie, ale dużo gorsze na wschód od niej, gdzie niestety nie było aż tak dogodnych możliwości obronnych.

W oczekiwaniu na wybuch

Przygotowania do wojny nie obejmowały tylko wojska, ale także społeczeństwo. Już wcześniej wszelkie organizacje paramilitarne, takie jak Związek Strzelecki czy Związek Młodzieży Wiejskiej „Wici” szkoliły młodzież męską do służby wojskowej. Nie tylko nad samą granicą.

Ciekawostką było stworzenie z inicjatywy ziemiaństwa powiatów miechowskiego i olkuskiego 31 stycznia 1938 r. Koła Przyjaciół Krakusów. Jego głównym celem było przysposobienie młodzieży wiejskiej do służby w kawalerii. Jednym z jego współzałożycieli był Władysław Zakrzeński, znany w całej Polsce w środowisku ziemiańskim miłośnik jeździectwa. Szkolenie odbywało się w uzgodnieniu z lokalnym, powiatowym komendantem przysposobienia wojskowego. W zajęciach brali udział wyłącznie ochotnicy – synowie miejscowych gospodarzy, służby dworskiej, a umiejętności, które musieli posiąść, to przede wszystkim jazda na koniu w różnym tempie i warunkach, musztra wojskowa, posługiwanie się bronią kawaleryjską.

Zakrzeński wspominał: „zorganizowaliśmy trzy plutony Krakusów, tworząc w ten sposób szwadron na terenie powiatu miechowskiego. […] Dawało to także tężyznę, tak bardzo w bitwach potrzebną. Instruktora mjr. [Stanisława] Fedorowskiego i podoficerów – instruktorów, a także broń i rzędy, przydzielał 8-y Pułk Ułanów im. Księcia Józefa Poniatowskiego, stacjonujący w Rakowicach pod Krakowem, myśmy dostarczyli konie i mundury. […] Organizacja i prowadzenie tych oddziałów zajmowało dużo czasu, i mimo pomocy wojska łączyło się to z poważnymi kosztami”. Inicjatywa ta była długo pamiętana przez mieszkańców Sieborowic, gdzie mieszkał Zakrzeński, co świadczyło o zainteresowaniu samym pomysłem.

Atmosfera zbliżającej się wojny udzielała się prawie każdemu. Zwykli mieszkańcy Małopolski dowiadywali się o zagrożeniu z prasy, audycji radiowych, a także z rozmów między sobą. Taka sytuacja powodowała, że nie tylko najbogatsi i poczuwający się do odpowiedzialności za państwo oraz wojsko, ale również ci biedniejsi angażowali się w inicjatywy mające na celu podniesienie poziomu uzbrojenia i wyszkolenia polskiej armii. Niemal każdy wyczuwał zbliżający się nieuchronnie konflikt, a ostatnie dni przed końcem wakacji w 1939 r. upłynęły na mobilizacji rezerwistów. Pożegnaniom z idącymi na wojnę nie było końca. Wyczuwano nadchodzący kres pokoju.

Autor: Marcin Chorązki
Artykuł pochodzi z: Dodatku prasowego krakowskiego IPN do „Dziennika Polskiego”

Podziel się: