Utrzymać linię Sanu

W planach wojny z Niemcami, które wiosną 1939 r. pospiesznie opracowywał polski Sztab Główny, główną linią obrony południowej Polski miało być pasmo Karpat i rzeka Dunajec. Pierwsze trzy dni wojny boleśnie zweryfikowały pierwotny plan przeprowadzenia bitwy granicznej.

Przygotowania do obrony linii Sanu  związane były z niekorzystnym rozwojem sytuacji na froncie i chęcią odtworzenia ciągłej i stabilnej linii obrony. 6 września Naczelny Wódz marsz. Edward Rydz- -Śmigły wydał decyzję o odwrocie za Wisłę wszystkich oddziałów znajdujących się na lewej stronie tej rzeki. Ideą było stworzenie ciągłej linii frontu opartej o linię rzek: Narew–Biebrza–środkowa Wisła. Południowy odcinek obrony miał być oparty o Dunajec, a następnie o San. Obronę linii Dunajca oraz Wisły do Annopola miały prowadzić połączone siły Armii „Karpaty” i Armii „Kraków” pod ogólnym dowództwem gen. dyw. Kazimierza Fabrycego. W przypadku braku możliwości utrzymania tej linii oddziały miały wycofywać się na wschód, opierając się na Sanie.

Rankiem 7 września gen. Fabrycy wydał pierwszy rozkaz operacyjny, nakreślający ogólne zamierzenia dowództwa armii „Małopolska”. Armia podzielona została na dwa zgrupowania: Armię „Kraków” (dowódca gen. bryg. Antoni Szylling) i Grupę Operacyjną „Południowa” (dowódca gen. bryg. Kazimierz Łukoski). W skład tej ostatniej weszły dwie dywizje piechoty (11. i 24.) i dwie brygady górskie (2. i 3.). Rozkaz ogólnie nakreślał zasady odwrotu na wschód. Końcowym efektem manewru odwrotowego miała być obrona linii Wisła–San. Odwody dowódcy armii miały się koncentrować w rejonie Przemyśla, a w ich skład miała wejść zmotoryzowana 10. Brygada Kawalerii przekazana ze stanu Armii „Kraków”. Dowódca saperów armii „Małopolska” miał zorganizować przerzucenie wszystkich pozadywizyjnych oddziałów saperów za San, gdzie przy wyzyskaniu cywilnych sił roboczych dostarczonych przez dowódcę etapów przystąpi bezzwłocznie do budowy przeszkód i umocnień.

Gen. Fabrycy wydał również rozkazy dotyczące tymczasowej obsady linii obronnej na Sanie. Wobec gwałtownie zmieniającej się sytuacji na froncie upadł zamiar tworzenia części drugorzutowych wielkich jednostek, szczególnie tych, których miejscem koncentracji miała być zachodnia i centralna Polska. Mobilizowane na początku września 1939 r. w nadsańskich garnizonach pododdziały wprost z koszar lub z transportów kolejowych były kierowane do obsadzenia linii obrony na Sanie, bądź na pozycje wysunięte poszczególnych przedmości. Przykładowo stacjonującyw Przemyślu 22. pułk artylerii lekkiej tworzył dwa dywizjony artyleryjskie: dla 36. Dywizji Piechoty Rezerwowej (DPRez.) oraz dla Armii „Prusy”. Pierwszy z dywizjonów (II/40) 8 września został wyładowany z transportu na stacji kolejowej w Leżajsku i skierowany do obrony Jarosławia; drugi (50) pozostał w Przemyślu, by zasilić obronę miasta. Z kolei w Jarosławiu, w oparciu o 39. pułk piechoty Strzelców Lwowskich mobilizowano III batalion 154. pułku piechoty (dowódca ppłk Franciszek Herzog), który w związku z nowymi rozkazami skierowano do Nowosielec k. Przeworska, celem obrony szosy Kraków–Lwów (obecnie droga krajowa nr 94). Batalion ppłk. Herzoga zajmował stanowiska do wieczora 9 września, kiedy to otrzymał rozkaz opuszczenia stanowisk i obsady przedmościa w Kuryłówce. Warto podkreślić, że jednostki drugorzutowe pod względem wyposażenia były pełnowartościowymi jednostkami bojowymi. Ich słabością było zaś to, że organizowane w ramach mobilizacji powszechnej, potrzebowały zgrania i koordynacji poszczególnych pododdziałów. Znacznie gorsze było wyposażenie tworzonych w nadsańskich garnizonach batalionów marszowych, które były niedostatecznie wyposażone w artylerię i broń maszynową. Również w tym przypadku zgranie oddziałów pozostawiało wiele do życzenia.

Znaczenie zorganizowanej obrony na Sanie wzrosło i stało się naglące po 7 września, kiedy to w wyniku błędów popełnionych przez gen. Fabrycego, w rejonie Tuchowa doszło do częściowego rozproszenia jarosławskiej 24. Dywizji Piechoty (DP) przez silne podjazdy pancerne niemieckiej 4. Dywizji Lekkiej (DL). Dowódca 24. DP płk dypl. Bolesław Krzyżanowski samowolnie podjął decyzję o zmianie osi odwrotu przesuwając ją bardziej na południe, na linię Frysztak–Wysoka–Strzyżów. W lukę między Armią „Kraków” a oddziałami GO „Południowa” zaczęły się wlewać niemieckie oddziały szybkie z XXII Korpusu Pancernego, za którymi podążały oddziały XVII Korpusu Armijnego (dywizje piechoty 44. i 45.). Postępy niemieckich jednostek szybkich starała się powstrzymać zmotoryzowana 10. Brygada Kawalerii płk. dypl. Stanisława Maczka. Polska jednostka była jednak za słaba, by stawić twardy opór górującemu liczebnie nieprzyjacielowi, mogąc najwyżej hamować jego postępy. Tego samego dnia niemiecka 1. Dywizja Górska pod Krępną i Gładyszowem przerwała obronę na styku 2. i 3. Brygad górskich i wdarła się w głąb polskiego ugrupowania.

9 września Fabrycy z miejsca postoju dowództwa Armii „Małopolska” w podprzemyskich Siedliskach wydał nowe rozkazy dotyczące obrony linii Sanu: od ujścia rzeki do Jarosławia obroną miał kierować gen. bryg. Mieczysław Boruta-Spiechowicz (dowódca Grupy Operacyjnej „Boruta” Armii „Kraków”); obroną rzeki na odcinku od Jarosławia po Przemyśl miał dowodzić gen. bryg. Wacław Wieczorkiewicz, przy czym bezpośrednie dowodzenie obroną Przemyśla objął gen. bryg. Jan Chmurowicz; obronę linii Sanu w rejonie Sanoka (od Mrzygłodu do Leska) organizował dowódca 3. Brygady Górskiej płk Jan Stefan Kotowicz.

Po południu 9 września do sztabu Armii „Małopolska” nadszedł rozkaz, który zwięźle precyzował główne zadanie tej armii: Utrzymać ogólną linię Jarosław–Przemyśl i dalej na południe do granicy węgierskiej. Nie dopuścić do przenikania przeciwnika poza linię Sanu od Jarosławia po Sandomierz. Od wykonania tego zadania zależy powodzenie całości planowanych działań Naczelnego Wodza. Cytowany rozkaz Naczelnego Dowództwa zawierał również informację, że na potrzeby armii skierowano 35. DP oraz zgrupowanie gen. bryg. Józefa Olszyny-Wilczyńskiego (10 batalionów piechoty i 5 baterii artylerii) oraz dwa zmotoryzowane dywizjony artylerii najcięższej. Siły te mogły jednak dotrzeć na pozycje obronne dopiero w ciągu kilku dni. Novum w rozkazie dla gen. Fabrycego było to, że linia obrony na południe od Przemyśla nie musiała się opierać na Sanie. W chwili, gdy stacjonujący w podprzemyskim forcie Siedliska sztab Armii „Małopolska” odbierał rozkaz ND, czołówki niemieckiego XXII Korpusu Pancernego docierały do Rokietnicy, oddalonej zaledwie 20 kilometrów od Sanu. Co więcej, wieczorem 9 września Niemcy opanowali Sanok a patrole strzelców górskich przekroczyły San, bowiem latem 1939 r. rzeka nie stanowiła poważnej przeszkody terenowej.

W czasie suszy San był płytki

Od źródeł w pobliżu Przełęczy Użockiej do Sanoka San jest rzeką górską, przecinającą pasma górskie. Poniżej ujścia Osławy rzeka zmienia swój charakter, przede wszystkim w zakresie szybkości spadku wód, jak i koryta, w którym pojawia się piasek i żwir. Zmienia się również charakter doliny rzeki: zmniejszają się wysokości względne wzniesień oraz skarpy brzegowej. Od Sanoka do Przemyśla San ma charakter rzeki górsko-nizinnej. Od ujścia Wiaru k. Przemyśla do ujścia do Wisły, San jest rzeką nizinną. Szerokość rzeki na tym odcinku wynosi 70–200 m, jej brzegi miejscami są strome i urwiste o wysokości do 6 metrów, głębokość waha się w przedziale 1,5–5 m; dno rzeki jest żwirowo-kamieniste.

W 1939 r. na odcinku rzeki między Leskiem a ujściem do Wisły było ogółem szesnaście mostów, w tym cztery kolejowe; oprócz tego na rzece funkcjonowało kilkadziesiąt przepraw promowych oraz liczne brody. Niebagatelny wpływ na wartość rzeki jako linii obrony miał stan wody. Na podstawie wieloletnich – prowadzonych od 1870 roku – obserwacji i pomiarów stwierdzono, że najniższe stany wód Sanu są we wrześniu i październiku. Lato 1939 r. było wyjątkowo upalne i suche. Jeżeli wierzyć doniesieniom prasowym, to w sierpniu 1939 r. w dorzeczu Sanu było zaledwie trzy dni deszczowe (3, 8 i 9 sierpnia) oraz jeden dzień z opadami przelotnymi (26 sierpnia). Utrzymująca się przez wiele tygodni wyżowa pogoda miała wpływ na stan wód Sanu. W 1939 r. odnotowano jeden z najniższych stanów wody tej rzeki w historii – minimalne wskazania wodowskazów zostały pobite dopiero w 1961 roku. Zniszczenie mostów – a polscy saperzy wysadzili, bądź spalili praktycznie wszystkie – mogło opóźnić manewr przeciwnika tylko o kilka-, kilkanaście godzin. San można było praktycznie przejść pieszo, podkasując co najwyżej nogawki spodni. Potwierdzają to liczne zdjęcia, wykonane przez niemieckich żołnierzy.

„Front na Sanie jest fikcją”

Od rana 9 września trwała obsada linii obronnych nad Sanem w okolicach Jarosławia. Organizację obrony na prawym brzegu rzeki, na odcinku od Radymna do Sieniawy prowadził ppłk Jan Wójcik. Pozycję tę miało jakoby objąć trzy dywizje. Do czasu ich nadejścia rejon Jarosławia miał być broniony przez zaledwie trzy bataliony piechoty wsparte przez kilkanaście dział. Organizację obrony utrudniał brak łączności. Most w Kuryłówce został obsadzony dopiero wieczorem przez jeden z batalionów 12. DP. Wieczorem 9 września obsada linii obrony na newralgicznym odcinku rzeki między Radymnem a Kuryłówką, gdzie spodziewano się natarcia dwóch niemieckich szybkich dywizji była skromna. Znajdowało się na nim ogółem nieco ponad cztery bataliony piechoty wspierane przez cztery baterie artylerii. Były to siły wystarczające do dozorowania linii Sanu, nie zaś do skutecznej obrony.

Powodzenie całej operacji uzależnione było od obsadzenia linii przez wielkie jednostki. Zasadniczą słabością planu opracowanego przez Fabrycego i jego sztab było założenie, że stanowiska obronne obejmą wielkie jednostki zaangażowane już w walkę z Niemcami – natychmiast po zejściu z przedpola, bez możliwości odpoczynku, przegrupowania, uzupełnienia stanów osobowych oraz wyposażenia itp. W warunkach „podręcznikowych” wielkie jednostki dotychczas toczące walkę powinny zostać przepuszczone przez linie obrony i na tyłach frontu dokonać niezbędnych prac reorganizacyjnych, pełniąc równocześnie funkcję odwodu. Można się zastanawiać, na ile sytuację na odcinku Radymno–Sieniawa, gdzie ujawnił się główny nacisk niemieckich wojsk szybkich, poprawiłaby obecność 38. DPRez. Jeszcze 8 września gen. Fabrycy rozpatrywał możliwość skierowania jej w rejon Medyki. Dywizja ta jednak przez cały następny dzień stała w rejonie Dobromila, a więc o około półtorej dnia marszu od Medyki, a dwa dni marszu od Radymna. Dowództwo 38. DPRez. otrzymało rozkaz przejścia „około 10 km na północ od Przemyśla” dopiero 9 września o godzinie 22.

Wieczorem 9 września wycofały się z Łańcuta i kierowały się bądź bezpośrednio do Jarosławia i Sieniawy oddziały 10. Brygady Kawalerii. Nad ranem 10 września do Jarosławia przybył płk Maczek. Tam spotkał się z gen. Wieczorkiewiczem, który zapoznał go z sytuacją panującą na odcinku obrony. Maczek nie ukrywał rozczarowania rozmiarem sił przeznaczonych do obrony Jarosławia. Ponad dwadzieścia lat po wojnie opisał to doświadczenie następująco: bolesnym zaskoczeniem dla mnie i wszystkich mych żołnierzy będzie, gdy po koszmarnej nocy zbierania oddziałów brygady i kierowania na wolny wciąż Jarosław, znajdę niemal kompletną pustkę na tej polskiej linii „Maginota”, czy „Siegfrieda”. Jeden batalion piechoty w samym Jarosławiu, jakieś dwie do trzech baterie za rzeką San, jakieś wiadomości, że tu i tam plątają się jakieś luźne plutony, rzadko kompanie, nie wiedzące nawet co jest ich zadaniem. Front na Sanie jest fikcją – jest nie mniejszą fata morgana, jak wizja oazy nad źródłem z bujną roślinnością dla strudzonych oczu wędrowca na pustyni. Jeszcze nie chce mi się w to wierzyć! Przecież nie tylko wyimaginowaliśmy sobie tę główną obronę polską na Sanie, której gorąco pragnęliśmy i wierzyli w nią, ale nawet wytyczne dowództwa armii „Karpaty” wyraźnie określały naszą rolę w opóźnianiu, dla dania tych kilku cennych dni na skrzepnięcie obrony na Sanie!

Panującą ogólnie na południowym odcinku frontu sytuację równie trafnie oddają wspomnienia gen. broni Kazimierza Sosnkowskiego: 10 września front armii „Karpaty” istniał tylko w przenośni, składając się z poszczególnych ognisk oporu, rozsianych z rzadka na wielkiej przestrzeni bez wzajemnej łączności między sobą. Były to przeważnie resztki rozbitych już parokrotnie oddziałów, zestawione doraźnie w nowe związki, pozbawione wewnętrznej spójności organizacyjnej. Dla sił przeciwnika, które w ostatnich dniach przekroczyły szerokim frontem granicę słowacką, droga na Lwów wzdłuż szlaków podkarpackich była otwarta na rozcież. Na północ od szosy przemyskiej stały dla Niemców otworem wszystkie bez mała kierunki prowadzące na Lwów, z wyjątkiem szlaków z Jarosławia i Radymna, przesłoniętych na razie przez 10 BK.

Ogólnej sytuacji nie poprawiał fakt, że do miejscowości położonych w dolnym biegu Sanu dotarły czołowe oddziały Grupy Operacyjnej „Boruta”. 10 września dwie dywizje – 6. i 21. górska – rozpoczęły przejście na wschodnią stronę rzeki przez mosty w Brandwicy (Rozwadowie), Zarzeczu (Nisku), Ulanowie, Krzeszowie i Kuryłówce.

Przełamanie obrony

Przez cały dzień 10 września trwały walki na przedpolach Jarosławia. Gdy wykonane po południu natarcie czołgów zostało odparte, Niemcy ograniczyli się do rozpoznania i nalotów. Znacznie gorzej rozwinęła się sytuacja w rejonie Radymna i Tryńczy. Kolumna 4. DL, która w godzinach wieczornych 9 września dotarła do Rokietnicy, 10 września około godziny 5 rano zaatakowała Radymno i po krótkim boju wyparła z miasta polską kompanię. Wprawdzie polskim oddziałom udało się wysadzić most drogowy na Sanie, jednak Niemcy uchwycili niewielki przyczółek na prawym brzegu rzeki. Z kolei między Tryńczą a Dębnem niemiecki podjazd pancerno-motorowy rozbił batalion ppłk. Herzoga. Nocą z 10 na 11 września, wykonując rozkaz gen. Fabrycego, 10. BK wyruszyła na wschód, natomiast pozostałe oddziały broniące Jarosławia obsadziły stanowiska na wschodnim brzegu Sanu w rejonie Garbarze-Szówsko. Most na Sanie w Jarosławiu został wysadzony.

Odejście 10. BK w kierunku Jaworowa znacznie osłabiło polską obronę w rejonie Jarosławia. Już o świcie 11 września 2. Dywizja Pancerna (DPanc.) otworzyła silny ogień artyleryjski, by jeszcze przed południem przejść do natarcia na polskie pozycje. Po kilku godzinach polska obrona została przerwana. Oddziały zgrupowania ppłk. Wójcika zostały w dużej części rozbite, część tylko wycofała się w kierunku Lasów Sieniawskich.

11 września Niemcy ograniczyli się do rozbicia szczupłych sił obsadzających rubieże obronne nad Sanem oraz budowy przepraw przez San pod Radymnem i Jarosławiem. Następnego dnia niemieckie zagony pancerne rozpoczęły rajd na północny wschód, w ogólnym kierunku na Tomaszów Lubelski i Rawę Ruską. Po południu 12 września oddziały niemieckiej 2. DPanc. obsadziły węzeł komunikacyjny Lubaczów–Oleszyce–Cieszanów, co w poważnym stopniu skomplikowało sytuację Armii „Kraków” i miało wpływ na porażkę polskich sił w bitwie pod Tomaszowem Lubelskim.

13 września m.in. pod wpływem postępów niemieckiego XXII Korpusu Pancernego marsz. Rydz-Śmigły podjął decyzję o wycofaniu wojsk na tzw. Przedmoście rumuńskie, gdzie zamierzano przetrwać do rozpoczęcia ofensywy na zachodzie.

Losy obrony na Sanie rozstrzygnęły się właściwie po sforsowaniu rzeki 11 września pod Jarosławiem. Walki nad tą rzeką trwały jeszcze kilka dni, lecz nie miały one już znaczenia strategicznego.

Zamieszczone w artykule cytaty pochodzą z publikacji:

Tadeusz Jurga, Obrona Polski 1939, Instytut Wydawniczy „Pax”, Warszawa 1990, s. 437 i 449.

Kazimierz Sosnkowski, Cieniom Września, przedmowa Andrzej Rzepniewski, Wydawnictwo MON, Warszawa 1988, s. 78.

Stanisław Maczek, Od podwody do czołga, Lublin–Londyn 1990, Towarzystwo Naukowe KUL, Orbis Books (London) Ltd., s. 81.

Autor: Tomasz Bereza
Artykuł pochodzi z: Dodatku prasowego rzeszowskiego IPN do Nowin"

Podziel się: