W marynarskiej sutannie

Do Polskiej Marynarki Wojennej trafił na własną prośbę. Kiedy w 1918 roku powstawało niepodległe państwo polskie, błogosławiony ksiądz Władysław Miegoń, proboszcz parafii w ziemi sandomierskiej, wybrał Gdynię. Poprosił swojego biskupa Mariana Ryxa o przeniesienie do rodzącej się marynarki wojennej na stanowisko kapelana. Rok później był już podporucznikiem w I Batalionie Morskim.

Początek jego kapłańskiej posługi przypadł na czas pierwszej wojny światowej. W ciągu czterech lat pracy ksiądz Władysław przenoszony był z jednej parafii do drugiej – aż cztery razy, bowiem wszędzie narażał się władzom zaborczym swoim patriotyzmem, wyniesionym z domu rodzinnego, gdzie żywa wciąż była pamięć powstania styczniowego.

 

Pierwszy morski kapelan

Tuż po odzyskaniu niepodległości, 28 listopada 1918 roku, Naczelnik Państwa Józef Piłsudski powołał do życia Marynarkę Polską.

Traktat wersalski przyznał Polsce 140 kilometrów wybrzeża morskiego z małymi portami w Helu i Pucku. Pierwsze jednostki – Flotyllę Rzeczną, Oddział Zapasowy Marynarzy i Batalion Morski – formowano w Modlinie. 1. Batalion Morski, którego kapelanem był ksiądz Władysław, dokonał symbolicznych zaślubin Polski z Bałtykiem 10 lutego 1920 roku. Od tego czasu działalność duszpasterska kapelana była związana z Puckiem, bazą formującej się Marynarki Wojennej.

27-letni ksiądz został opiekunem – nie tylko duchowym – niewiele młodszych od niego poborowych, pochodzących z różnych zaborów, chłopców często prostych, nieznających ani polskiej historii, ani tradycji. Posługa nowego kapelana była więc niełatwa. Chciał, by nowi żołnierze poczuli się członkami wielkiej społeczności – na równi z zawodowymi marynarzami z trzech flot byłych państw zaborczych oraz oficerami wykształconymi w carskich i habsburskich akademiach. Dbał zatem nie tylko o życie duchowe marynarzy, ale także o ich wykształcenie: zebrał książki i stworzył dla nich bibliotekę.

Gdy wybuchła wojna polsko-bolszewicka, w Toruniu powstał z inicjatywy marynarzy tak zwany 1. Pułk Morski. Była to formacja piechoty, w której skład weszli marynarze z 1. Batalionu Morskiego oraz ochotnicy. Ksiądz Miegoń jako kapelan tego pułku wyruszył na front pod Ostrołękę. Jego batalion walczył po raz pierwszy 3 sierpnia 1920 roku pod Ostrołęką.

 

W bolszewickim przebraniu

Serca nasze były przepełnione zapałem i wolą zwyciężenia wroga. Po przybyciu pociągiem na stację Ostrołęka, otrzymaliśmy alarmującą wiadomość, że bolszewicy są tuż – pisał we wspomnieniach o pierwszym dniu na froncie. – Poszczególne kompanie natychmiast się formują. Krótko do nich przemawiam – po czym odmawiają spowiedź powszechną – udzielam im absolucji i ruszają w bój. Nie upływa piętnaście minut – salwy karabinowe rozdzierają powietrze. Strzelanina trwa z pół godziny, potem cisza. Zaciekawiony ruszam na front i tu z rozgorączkowanymi twarzami opowiadają mi żołnierze o pierwszej potyczce i odparciu kozaków. Po chwili podchodzi do naszej grupki dowódca i proponuje: kto idzie na ochotnika na zwiad. Zgłasza się jeden podoficer i żołnierz – „Mało”. W młodym żołnierzu jeszcze wiele lęku… Wobec tego trzeba dać przykład. – „Ja idę!”. Podpędził porucznik jeszcze ośmiu, mówiąc: „to ksiądz idzie, a wy się boicie!?”.

W przebraniu bolszewickiego żołnierza przekradał się przez cały obóz wroga, wypatrywał każdego szczegółu i nadsłuchiwał – znał przecież biegle rosyjski, jeszcze z czasów szkolnych. Przeprowadził rozeznanie, którego nie powstydziłby się zawodowy wojskowy. Szczęście mu sprzyjało, więc wyszedł z tej niebezpiecznej wycieczki cało.

Tydzień później bolszewicy ranili go podczas bitwy pod Makowem Mazowieckim, a z całego batalionu sowiecką zawieruchę przeżyła tylko połowa żołnierzy. Orderem Krzyża Walecznych i Krzyżem Virtuti Militari odznaczał ks. Władysława Miegonia osobiście marszałek Józef Piłsudski – za pełną poświęcenia postawę kapelana, niespotykaną odwagę i przyczynienie się do zwycięstwa pod Ostrołęką.

 

Ukraść drzwi z kościoła

Pod koniec 1920 roku powrócił na stanowisko kapelana Komendy Portu Wojennego Puck, od 1924 roku Komendy Portu Wojennego Gdynia. W maju 1921 roku odprawiał mszę polową w związku z rozpoczęciem budowy portu w Gdyni. Całe serce wkładał w budowę kościoła garnizonowego na Oksywiu; zdołał też ukończyć studia z prawa kanonicznego Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i awansował do stopnia starszego kapelana – komandora podporucznika. Marynarka Wojenna stopniowo się rozrastała, rozbudowywała się jej główna baza w Gdyni z nowoczesnym portem oraz baza pomocnicza na Helu. Utworzone zostało Lotnictwo Marynarki Wojennej.

Do legendy tamtych lat na Wybrzeżu przeszły negocjacje księdza Miegonia z proboszczem parafii na Oksywiu w 1936 roku, który nie godził się na odprawienie w jego kościele mszy świętej żałobnej w intencji generała dywizji Gustawa Orlicz-Dreszera, przypominając, że zmarły był rozwiedziony. Generał zginął 16 lipca 1936 roku w katastrofie lotniczej nad Gdynią

Legendarny komandor Marynarki Wojennej RP Borys Karnicki, podczas wojny zastępca dowódcy okrętu podwodnego „Wilk” – tego, który zasłynął w 1939 roku brawurową przeprawą przez Cieśniny Duńskie do Szkocji – wspomina: Wraca ksiądz Miegoń. Niestety, proboszcz się uparł i zamierza po porannej mszy świętej o godzinie ósmej zamknąć kościół na cztery spusty. Wszyscy oburzeni. Jak on śmie! Tu prezydent, kardynał, jego własny biskup, cała Polska! Ksiądz Miegoń mityguje: – Proboszcz ma prawo, to jest jego kościół i nikt z hierarchii kościelnej ani świeckiej nie może zabronić mu zamknięcia świątyni. Chyba tylko w wypadku, jeśli... nie będzie miał jej czym zamknąć. – Tu Miegoń ukłonił się, złożył ręce i wyszedł. Popatrzyliśmy po sobie – pisze Borys Karnicki. – Naturalnie! Jakie to proste! Dwudziestu marynarzy pod dowództwem mata […] i trzytonowa ciężarówka. Gdy proboszcz jutro rano otworzy kościół, trzeba podważyć jedno skrzydło drzwi – i na ciężarówkę. Potem drugie skrzydło. Ciężar spadł nam z serca. Zdawało się, że jesteśmy gotowi ze wszystkim przygotowani na jutrzejszy dzień.

 

Numer obozowy

Aż nadszedł wrzesień 1939 roku. Podczas walk w obronie Gdyni we wrześniu 1939 roku, ksiądz kapelan Władysław Miegoń spowiadał pod ostrzałem rannych i udzielał umierającym ostatniego namaszczenia. Po zakończeniu walk był z rannymi marynarzami w szpitalu w Babicach Dołach. 19 września 1939 roku dostał się do niewoli.

Po dwóch tygodniach otrzymał jako kapelan – zgodnie z międzynarodowymi umowami – dokument gwarantujący mu nietykalność. Nie przyjął go, by pozostać ze swoimi marynarzami, by nie zostawiać ich bez wsparcia duchowego. Przed opuszczeniem Gdyni pożegnał się z siostrą Marią, zabrał ołtarz polowy, koce, lekarstwa i wrócił do wywożonych jeńców, przesądzając tym czynem o swoim losie.

2 października 1939 roku okręt szpitalny „Wilhelm Gustlof”, mając około półtora tysiąca rannych na pokładzie, odpłynął z księdzem Miegoniem do Flensburga. Stamtąd przewieziono żołnierzy do Szlezwiku-Holsztyna i zamknięto w szpitalach dla umysłowo chorych.

W grudniu 1939 roku księdza Miegonia razem z innymi kapelanami oddzielono i wywieziono do oflagu jenieckiego IX C w Rothenburgu koło Fuldy. 18 kwietnia 1940 roku księży kapelanów wywieziono do obozu zagłady w Buchenwaldzie. Niemcy odebrali im mundury i kazali nosić w pasiaki obozowe, łamiąc w ten sposób prawo międzynarodowe. Ksiądz Władysław Miegoń dostał na numer obozowy 1140.

7 lipca 1942 roku 51 kapelanów wojskowych wywieziono w bydlęcych wagonach do obozu zagłady w Dachau. Ksiądz Władysław otrzymał numer 21223. Zmarł sześćdziesiąt dziewięć lat temu, 15 października 1942 roku, wycieńczony głodem, ciężką pracą i chorobą.

 

*          *          *

 

13 czerwca 1999 roku Ojciec Święty Jan Paweł II beatyfikował i wyniósł na ołtarze – wśród wielu innych polskich męczenników czasu II wojny światowej –błogosławionego księdza komandora podporucznika Władysława Miegonia, pierwszego kapelana Polskiej Marynarki Wojennej.

Autor: Anna Zechnenter

Podziel się: