Cel: zniszczyć Polskę

Istnienie wolnej Polski nie było do pogodzenia z realizacją celów ideologicznych narodowego socjalizmu i komunizmu

Adolf Hitler w 1939 r. dążył do realizacji przez Rzeszę Niemiecką kolejnego etapu wizji budowy niemieckiej „przestrzeni życiowej” (Lebensraumu) na wschodzie kontynentu europejskiego. „Osiemdziesiąt milionów ludzi musi otrzymać to, co się im należy. Ich egzystencja musi być zapewniona” – nawiązywał do swoich już wcześniej wielokrotnie prezentowanych koncepcji w przemówieniu do najwyższych dowódców wojsk Rzeszy Niemieckiej 22 sierpnia 1939 r. Na spotkaniu tym żądał od niemieckich wojsk brutalności i bezwzględności wobec ludności Polski. Informował o rozkazie „zabijania bez litości i pardonu wszystkich mężczyzn, kobiety i dzieci polskiej rasy i języka”.

Przestrzeń życiowa na wschodzie

Proste spojrzenie na mapę pokazuje, że budowa przestrzeni osiedleńczej na wschód od Rzeszy była nie do pogodzenia z istnieniem wolnej i niepodległej Polski. Sukcesy polegające na poszerzeniu granic Rzeszy o Austrię, Kraj Sudecki, Czechy i Morawy oraz o okręg Kłajpedy umocniły Hitlera, jednak nie mogły zastąpić realizacji jego idée fixe: budowy Lebensrau - mu na wschodzie.

Żądania Gdańska oraz eksterytorialnej autostrady do Prus Wschodnich były tylko i wyłącznie wstępem do dalszych kroków na tej drodze. Powtórką z metody uprawiania polityki wobec Czechosłowacji. Niemcy najpierw zażądali obszarów pogranicznych. Po ich uzyskaniu, kiedy Hitler publicznie prezentował się, jako gwarant nowych granic okrojonej Czechosłowacji, potajemnie – już w kilkanaście dni po Monachium – wydał rozkazy przygotowania zajęcia całych Czech i likwidacji państwa.

W 1939 r. tę samą metodę chciał przełożyć na relacje z Polską. Celnie opisywał politykę Hitlera polski minister spraw zagranicznych Józef Beck w sławnym przemówieniu z 5 maja 1939 r.: „Ażeby sytuację należycie ocenić, trzeba sobie przede wszystkim postawić pytanie, o co właściwie chodzi? […] Daliśmy Rzeszy Niemieckiej wszelkie możliwe ułatwienia w komunikacji kolejowej, pozwoliliśmy obywatelom tego państwa przejeżdżać bez trudności celnych czy paszportowych z Rzeszy do Prus Wschodnich. Zaproponowaliśmy rozważenie analogicznych ułatwień w kwestii samochodowej. […] Nie mamy żadnego interesu szkodzić obywatelom Rzeszy w komunikacji z ich wschodnią prowincją. Nie mamy natomiast żadnego powodu umniejszać naszej suwerenności na naszym własnym terytorium”. Dodawał, iż żądania niemieckie są jednostronne, a ich „oferta” dotyczy jedynie przyznania nam tego, co i tak jest „naszą de iure i de facto bezsporną własnością”.

Czy po kilkudziesięciu latach możemy snuć wizję wykupienia sobie przez Polskę przyjaźni Hitlera i partnerskich stosunków z Rzeszą za cenę przyjęcia jego żądań? W rzeczywistości Hitler potrzebował polskich ustępstw, jako wstępu do pełnego podporządkowania Polaków jego polityce. Nie dążył do partnerstwa z Polską. Potrzebował na wschód od Rzeszy obszarów do zasiedlenia dla milionów Niemców, a nie – takiego czy innego – samodzielnego państwa. Samo istnienie suwerennej Polski było nie do pogodzenia z realizacją zasadniczego, długofalowego celu polityki Hitlera.

„Przestrzeń życiowa – dostosowana do potęgi danego państwa jest podstawą wszelkiej władzy” – mówił 23 maja 1939 r. na jednej z kolejnych narad z dowództwem Wehrmachtu. „Miniony czas nie został przez nas zmarnowany. Wszystkie poczynione przez nas kroki konsekwentnie prowadziły do tego celu. […] Podjęcie kolejnych kroków nie odbędzie się bez przelewu krwi. Przesunięcie granicy ma znaczenie wojskowe. Polak nie jest po prostu dodatkowym wrogiem. Polska zawsze będzie stała po stronie naszych przeciwników. […] Odzyskanie Gdańska nie jest naszym głównym celem. Naszym celem jest rozszerzenie przestrzeni życiowej na wschodzie i zapewnienie wyżywienia naszemu Narodowi”.

Naiwnością byłoby sądzić, że po latach gigantycznych inwestycji w zbrojenia, Hitler, za cenę prezentu w postaci miniaturowego Wolnego Miasta Gdańska, zrezygnowałby z najważniejszego, nadrzędnego celu swojej polityki – rozrośniętego na wschodzie kontynentalnego imperium, „Tysiącletniej Rzeszy”. W imię, czego? W imię nieistniejącego przywiązania do „mężczyzn, kobiet i dzieci polskiej rasy i języka”? Polska nie miała wyjścia. Niemcy były gotowe do podjęcia kroków militarnych. Jeśli Rzeczpospolita chciała istnieć, jako niezależne państwo nad Wisłą – musiała Hitlerowi powiedzieć: nie. Zresztą już współcześni obserwatorzy – podobnie jak miliony Polaków – to dostrzegali. Brytyjski dziennikarz w Berlinie, William Sierr, 10 sierpnia 1939 r. pisał w dzienniku: „Czy Niemcy zachowują swe prawdziwe plany w ukryciu, na później? Każdy głupi wie, że Gdańsk ich wcale nie obchodzi. To jedynie pretekst. Stanowisko nazistów, które otwarcie głoszą kręgi partyjne, jest takie, że Niemcy nie mogą sobie pozwolić na posiadanie silnego militarnie państwa za wschodnią granicą, dlatego Polskę w jej obecnej postaci należy zlikwidować; zajęty musi być nie tylko Gdańsk, […] ale także korytarz, Poznań, Górny Śląsk. Polska ma być krajem kadłubowym, wasalem Niemiec”.

Dwa totalitaryzmy

W 1920 r. polskie zwycięstwa w bitwach warszawskiej i nad Niemnem zatamowały drogę do rozszerzenia rewolucji na zachód Europy. Przez całe dwudziestolecie międzywojenne Włodzimierz Lenin, a potem Józef Stalin, liczyli na powtórzenie szansy na połączenie rewolucji w Niemczech z militarną siłą bolszewików w Rosji. W opinii Lenina i Stalina było to kluczem do rozprzestrzenienia rewolucyjnej pożogi na cały kontynent.

I znowu. Wystarczy rzut oka na mapę, aby dostrzec, że przeszkodą była i w tym wypadku Polska. Józef Stalin nazywał ją przepierzeniem, przegrodą, oddzielającą komunizm od reszty Europy. Tę przegrodę Sowieci zamierzali zniszczyć, aby czerwony totalitaryzm mógł podbijać nowe narody na kontynencie i realizować cele ideologiczne komunizmu.

Oczywiście na dłuższą metę te dwa cele, priorytetowe dla obu totalitarnych agresorów, nie były do pogodzenia. Budowa Lebensraumu musiała wcześniej czy później oznaczać konflikt z czerwoną Rosją. Hitler wiedział, że po rozbiciu Polski konieczne będzie nowe uderzenie na wschód. Wszak Lebensraum nie miał się kończyć ani na Bugu, ani na linii przedwojennych granic Polski.

Realizacja tej idei wymagała stworzenia kolonialnego imperium na wielkich obszarach dawnej carskiej Rosji. Stalin zarówno w 1939, jak i w 1940 r. liczył z kolei na długotrwały i wyniszczający konflikt europejski – początkowo bez udziału ZSRS. Oczekiwał, że państwa europejskie będą wzajemnie wyniszczać swoje armie i gospodarki, a społeczeństwa, zmęczone wojną, staną się podatne na nastroje rewolucyjne. Wtedy miliony uzbrojonych żołnierzy Armii Czerwonej wejdą do Europy (również do Niemiec) i wprowadzą porządek. Totalitarny, bolszewicki. Eksport i zwycięstwo rewolucji bolszewickiej na świecie i w Europie – miało oznaczać także zbolszewizowanie Niemiec.

Te długofalowe cele Moskwy i Berlina musiały prowadzić do konfliktu. Jednak – dopiero w dalszej perspektywie. Zarówno Hitler jak i Stalin działali sekwencyjnie. W realiach politycznych 1939 r. oba państwa połączył cel doraźny, będący wstępem do realizacji planów zarówno czerwonego, jak i brunatnego imperium: zniszczenie Polski.

Wydarzenia szybko pokazały, że jej istnienie było także podstawą wolności i samodzielności mniejszych narodów położonych między Niemcami a ZSRS. Tak doszło do – pozornie zaskakującego – zwrotu w polityce obu totalitarnych państw.

Podpisano w Moskwie pakt Ribbentrop-Mołotow. Jego tajny protokół oznaczał podział między Rzeszę i ZSRS ziem Polski oraz innych krajów leżących na obszarze od Bałtyku po Morze Czarne. W kolejnych miesiącach oklejony antyfaszystowskimi hasłami Związek Sowiecki stanie się głównym wsparciem niemieckiej agresji na Polskę i dostarczycielem surowców potrzebnych do prowadzenia wojny przez Rzeszę. Z kolei pełne antykominternowskiej retoryki Niemcy pozwolą Sowietom na podbój nowych ziem, z wdzięcznością przyjmując współudział ZSRS w rozpaleniu wojennego konfliktu.

Takie były realia roku 1939. Moskwa i Berlin zostały połączone wspólnym dążeniem do wykreślenia Polski z mapy Europy. Dla obu stolic zniszczenie Polski było conditio sine qua non do dalszego etapu realizacji najbardziej zasadniczych celów ideologicznych. I można dzisiaj znaleźć setki puszczanych w przestrzeń publiczną wypowiedzi zarówno Hitlera, jak i Stalina o pokoju, o bezpieczeństwie. Wówczas na forum publicznym prezentowane hasła miały pokazać, że Hitler chce tylko drobnych korekt i jest szczerym partnerem do rozmów, a Stalin człowiekiem zatroskanym o bezpieczeństwo innych narodów. Wtedy fałsz takich deklaracji był czytelny, – bo rozmijał się z realnie prowadzoną przez te państwa polityką.

„Dam już propagandzie powód dla uzasadnienia wybuchu wojny” – mówił Hitler w wąskim gronie – „Mniejsza o to czy wiarygodny czy nie. Zwycięzcy nikt nie będzie pytał później, o to czy mówił prawdę czy kłamał”.

Identycznie na politykę patrzyli Sowieci, choć ich machina propagandowa była po wielokroć skuteczniejsza – zaprzęgała w swój rydwan tysiące komunistycznych jaczejek na całym globie. I na tej zasadzie w ZSRS po wojnie budowano absurdalny i fałszywy obraz Stalina miłującego wolność i chętnego wspierać inne narody. Dzisiaj do tego powraca propaganda historyczna współczesnej Rosji.

Jak przetrwać?

Co mogła zrobić Polska? Niemcy miały do dyspozycji ustabilizowany przemysł i gospodarcze możliwości szybkiego przestawienia całej ekonomii na tory wojny. Mieli ponad dwukrotnie większy potencjał ludnościowy, na zbrojenia mogli przeznaczyć kilkadziesiąt razy więcej pieniędzy niż Polska.

Rzeczpospolita dopiero budowała swój potencjał gospodarczy, modernizowała armię przy olbrzymim wysiłku finansowym. Ale wciąż była krajem o mniejszym potencjale ludnościowym i wielokrotnie mniejszej gospodarce. Zrobiliśmy wszystko, żeby Niemcy połamali sobie zęby o naszą armię. Jednak wygrać z nimi wojnę – w pojedynkę – było zadaniem w roku 1939 nieosiągalnym.

Podobnie jak dzisiaj – przy militarnie silniejszym przeciwniku naszą szansą były sojusze. W roku 1939 związaliśmy się wojskowymi układami i systemem gwarancji z mocarstwami Zachodu. Dwoma najsilniejszymi państwami kontynentu spośród tych, które były zainteresowane utrzymaniem ładu wersalskiego w Europie. Francuska armia lądowa była jedną z największych na świecie. Brytyjskie lotnictwo miało szansę odegrać olbrzymią rolę we współczesnej wojnie.

Te sojusze były dla nas dobre nie tylko ze względu na położenie geograficzne obu krajów – gwarantujące wzięcie Rzeszy Niemieckiej w kleszcze. Były wartościowe przede wszystkim, dlatego, że oba kraje – ze względu na własny interes – powinny wypełnić zobowiązania. Nie przez sentyment dla Polski, ale ze względu na elementarne rozumienie zasad własnego bezpieczeństwa. Ci, którzy byli u sterów rządów we Francji powinni byli rozumieć, że rzetelne wypełnienie zobowiązań to nie jest kwestia wolności mieszkańców Krakowa, Wilna czy Warszawy, – ale pytanie o przyszłość także Paryża, Lyonu i Marsylii. Powinni rozumieć, że stawką jest bezpieczeństwo milionów Francuzów, a nie tylko Polaków.

W Polsce panuje dzisiaj mylne przekonanie o skrajnie pacyfistycznych nastrojach wśród ludności Francji, obezwładniających i armię i władze tego kraju. Owszem istniała pamięć o olbrzymich stratach w czasie I wojny. Ale obserwowano także politykę Hitlera. Głośny artykuł Marcela Déata zamieszczony w „L’Oeuvre” 4 maja 1939 r. pod wymownym tytułem „Umierać za Gdańsk?”, Był sprawnie napisanym tekstem publicystycznym odróżniającym się od opinii przeciętnego Francuza. Był jedynie punktem widzenia zamieszczonym w rubryce publikującej subiektywne opinie. Co myślały wówczas miliony Francuzów? Tak się składa, że akurat w tym czasie Francuski Instytut Opinii Publicznej przeprowadził swój pierwszy w historii profesjonalny sondaż. I pytanie dotyczyło właśnie spraw tak bardzo żywotnych dla Polski: „Czy uważacie, że jeśli Hitler zechce zająć Wolne Miasto Gdańsk, powinniśmy mu przeszkodzić, w razie potrzeby siłą?”. „Nie” odpowiedziało tylko 17 proc. respondentów. Miażdżąca większość odpowiedziała „Tak”. Aż 76 proc. Francuzów było za rozpoczęciem akcji zbrojnej.

Zobowiązania sojusznicze Francji były twarde i konkretne: ograniczone działania zbrojne od trzeciego dnia, a ofensywa generalna wszystkimi dostępnymi siłami w piętnastym dniu wojny. Wielka Brytania miała podjąć akcję zbrojną od razu. To były zapisy o wiele bardziej konkretne niż dzisiejsze gwarancje art. 5 Traktatu waszyngtońskiego, mówiące o zobowiązaniach w ramach NATO. Hitler bał się wojny na dwa fronty. Wiedział jak wiele ryzykuje. W 1939 r. wszystko postawił na jedną kartę. Chciał w krótkiej kampanii dokonać szybkiego zniszczenia Polski. Dlatego tak ważne było dla niego wsparcie agresją Sowietów, które czyniło obronę Polski rzeczą niewykonalną. W rozpoczynającej działania wojenne dyrektywie nr 1 z 31 sierpnia 1939 r. wielki nacisk kładł na to, aby nie podejmować żadnych działań na zachodzie, by nie prowokować sojuszników Polski do akcji zbrojnej.

Mogło być inaczej

Przywódca III Rzeszy chciał nie tylko wygrać wojnę z Polską. Równie ważnym dla niego celem było sprowadzenie konfliktu z naszym krajem do wymiaru jedynie lokalnego, bilateralnego konfliktu. Szybko rozpoczętego – i szybko zakończonego. Potrzebował kolejnego zwycięstwa bez rozpalania wojny na większą skalę.

Polska zrobiła wszystko, aby wypełnić sojusznicze zobowiązania i dać czas na wykonanie uderzeń z Zachodu. Niestety, nawet najlepsze sojusze są realizowane przez ludzi. Od tego, kto jest u steru władzy w danym państwie zależy szybkość reakcji i sposób wypełnienia zobowiązań. Postawa Polski nie pozwoliła Hitlerowi na zamknięcie niemieckiej agresji w ramach tylko i wyłącznie niemiecko polskiej wojny lokalnej. Twarde walki Polaków, zaciętość oporu, oddziaływały na francuską i brytyjską opinię publiczną, zmusiły zachodnich aliantów do wypowiedzenia wojny i zamieniły w ten sposób niemiecką agresję w wojnę o wymiarze kontynentalnym i światowym.

Pierwsze posiedzenia brytyjskiego gabinetu wojennego z 4 września zdawały się wpisywać w logikę działań prowadzących do wspólnego zwycięstwa. Mówiono o tym, że „główny wysiłek wojenny Niemiec skierowany jest na Polskę oraz że należy użyć wszelkich środków w celu złagodzenia owego nacisku. Można to osiągnąć poprzez działanie na linii Zygfryda, która w chwili obecnej obsadzona jest przez szczupłe siły. Ciężar takich operacji spadłby na armię francuską oraz na nasze siły powietrzne”.

Nastroje brytyjskich decydentów zostały ostudzone już dzień później przez głównodowodzącego francuskich sił zbrojnych gen. Maurice’a Gamelina. Jak napisano w protokołach pierwszej francusko-brytyjskiej narady wojennej z 5 września „gen. Gamelin […] znajduje się pod naciskiem swojego rządu, aby spiesznie podjąć działania zmierzające do złagodzenia niemieckiego nacisku na Polskę. Generał opiera się tym naciskom […] nie zamierza podejmować pośpiesznych działań, aby nie ryzykować utraty kwiatu armii francuskiej [!] W nierozważnych akcjach”.

Finalnie Londyn i Paryż nie wypełniły swoich obowiązków wobec krwawiącego sojusznika. Na prawdziwe uderzenie z zachodu i otwarcie drugiego frontu walk Polacy się nie doczekali. Tymczasem według wielu ocen kluczowych uczestników tamtych wydarzeń ta wojna mogła być wygrana przez aliantów w 1939 r. Niemiecki generał Heinz Guderian pisał wprost: „Nie posiadaliśmy się ze zdumienia, dlaczego Francuzi nie skorzystali z okazji”.

Autor: dr Maciej Korkuć
Artykuł pochodzi z: Dodatku prasowego krakowskiego IPN do „Dziennika Polskiego”

Podziel się: